Jakiekolwiek myśli pojawiły się w Twojej głowie po przeczytaniu tytułu, oznacza to, że być może zastanawiasz się czasem nad tym gdzie leży granica pomiędzy dawaniem, a braniem i co to wszystko oznacza...
Na koniec posta będzie mały prezent, ale najpierw chciałbym Cię zaprosić na stronę Master Mind Training ( http://www.mtraining.pl/ ). Już nie pamiętam jak Michał Jankowiak i Irek Julkowski (przy pomocy innych nie znanych mi ludzi, którym także dziękuję) zaprosili mnie na bezpłatne szkolenie odnośnie Core Transformations (wyjaśnienie znajdziesz na pewno gdzieś w sieci, być może nawet w linkach gdzieś obok po prawej stronie :-) ).
A teraz..
Zanim przejdę do wniosków i nauki płynącej z ćwiczeń jakie wykonałem - zadam Ci pytanie, albo zadaj je sobie samodzielnie: Co daje Ci więcej szczęścia, radości i dobrych emocji: dawanie czy branie?
Nie odpowiadaj od razu. (Choć i tak wiem, że już masz gotową odpowiedź :-) ) Zostaw to na kiedy indziej. Może kiedy będziesz miał chwilę zamyślenia, albo kiedy jadąc autem będziesz patrzeć na mijające krajobrazy i wtedy się to przypomni... Co jest dla Ciebie przyjemniejsze: dawanie, czy branie?
Jakiś czas temu. Pewien człowiek o nazwisku Balzac pisał, że miłość to dawanie, wszystkiego tego co masz w sobie najlepsze drugiej osobie. Największą miłością nazywał dawanie siebie samego innym.
Wszedłem na śliski grunt. Wiem o tym. Ocieram się o wartość nie opisywalną i nie dającą zamknąć się w pojęciowym pudełku, jaką jest miłość. Ale.. poglądy są właśnie takimi tymczasowymi pudełkami, etykietkami przekazywanych myśli. Niczego nie kwestionuję...
Jeszcze :-)
Wyobraziłem sobie pokój a w nim okrągły stół. W tym śnie usiadłem obok samego siebie i zaczęliśmy rozmawiać:
Ja>Słuchaj, nie jest dobrze. Pracujemy po 16 godzin. Godzimy się na wszystkie warunki stawiane przez ludzi. Odkładamy wszystko co się da, żeby zrealizować nasze ambicje. Zostawiliśmy rodzinę. Zostawiliśmy gdzieś po drodze całego siebie... W imię czego?
Ten Drugi Ja > milczy
Ja> Robimy dla innych tak dużo, że o przyjemnościach prawie nie ma mowy. Owszem. Zdarza się. Kiedy z wyczerpania nie możemy już patrzeć na wykonywaną pracę. Zgadza się. A jeśli są wyjątki to powstają też reguły. Hej. Zastanówmy się wspólnie, dlaczego tak się dzieje, że mimo poczucia krzywdy, żalu, upokorzenia dalej i z permanentną uporczywością powtarzamy ten sam schemat. Nie ma znaczenia czy w Polsce, czy w Niemczech, czy na etacie, czy mając firmę. To się powtarza ciągle i ciągle.
TDJ > zaczyna się tłumaczyć
J> Powiedz mi proszę: Jaką masz pozytywną intencję w tym co robimy?
TDJ (po chwili zastanowienia) > Zależy mi na tym, żeby druga strona była zadowolona ze współpracy
J> Ok. W porządku. Ale co Ci to daje?
TDJ> Jeśli jest zadowolony to dobrze o mnie myśli
J> A więc daje Ci to poczucie dowartościowania? (TDJ kiwa głową na tak), Ale co daje Ci poczucie dowartościowania?
TDJ> Jestem potrzebny światu?
J> W jakim celu? Co Ci to daje?
TDJ> Spełnienie, szczęście, miłość..
oho... znowu robi się ślisko.. Ale... Czegoś z tego snu się już zaczynałem rozumieć.
A potem był drugi sen... trochę inny... Jakby odwrotny:
J> Czy będąc szczęśliwym, będąc w miłości do innych ludzi wzbogaca to Twoje poczucie bycia potrzebnym?
TDJ> Jak najbardziej. Jeśli jestem szczęśliwy i czuję miłość do innych to chcę się tym podzielić i przekazać innym, że też mogą być szczęśliwi. Ludzie potrzebują o tym wiedzieć.
J> Ok. A czy będąc szczęśliwym, będąc w miłości do innych ludzi wzbogaca to Twoje poczucie dowartościowania?
TDJ> Jasne. Przecież chcę im dać najwyższą i największą wartość jaką mam - miłość i siebie.
J> Czy będąc szczęśliwym, będąc w miłości do innych ludzi wzbogaca to Twoje poczucie, że druga strona jest zadowolona ze współpracy?
TDJ> Tak. Rodzi się dobry kontakt. Zrozumienie. Empatia. Sprawa klienta staje się moją misją.
I znów się przebudziłem.. I już czułem.. I już miałem pomysły. I już domyślałem się do czego to zmierza i czego mnie to nauczyło, ale jeszcze nie byłem przekonany... wtem zapadłem znów w sen:
J> Komu Ty jesteś potrzebny do szczęścia i komu jest potrzebna Twoja miłość?
TDJ (po długich rozważaniach i rozlicznych próbach wymienienia wszystkich, kwituje) > właściwie to my, (Ty i Ja) jesteśmy jednocześnie źródłem i potrzebą miłości
J> Kto jest wartościującym, a kto wartościowanym w tej relacji? Czy ludzie potrzebują abyś ich wartościował, czy ty potrzebujesz tego doświadczenia? Kto jest braniem, a kto dawaniem?
TDJ> Wygląda na to, że ja chcę wartościowania, za to, że innym daję priorytet
J> Trochę to jak wahadło zegara.. Nie uważasz? Na jednym biegunie Ty - na drugim Oni. Nie wydaje Ci się, że to męczące dla wahadła ciągle utrzymywać się po jednej stronie i siłować z grawitacją? Spójrz jakie to proste: Puść... Tik... tak.... tik... tak...tik... tak...
Ostatnie pytanie: Kto jest i kto ma tak naprawdę być zadowolonym ze współpracy? Czy będąc szczęśliwym, będąc w miłości do innych ludzi wzbogaca to Twoje poczucie, że TYLKO druga strona jest zadowolona ze współpracy? Czy nie jest tak przypadkiem, że tak głęboko wchodzisz w temat, tak głęboko siedzisz w butach innych ludzi, że zapominasz o wcześniejszych i przyszłych historiach?
Dostałem swoją odpowiedź. Dostałem wiele więcej odpowiedzi. A uświadomiłem sobie jeszcze więcej rzeczy. Mały szok po ich pojawieniu się w świadomości...
Ty też spróbuj. Jeśli chcesz. Masz przecież wolną wolę i swoją wolność.
Wrócę teraz do wstępu artykułu (jeśli przewinąłeś większość i przeoczyłeś to trudno, Twój wybór, aczkolwiek z jakiegoś powodu jednak tutaj.. teraz.. czytasz nadal chcąc więcej :-) )
Co było motorem do napisania tego artykułu? Dawanie? (może się wydawać, że chcę przekazać swoje wnioski dla innych ludzi, aby mogli skorzystać) A może jednak to jest Branie? (Przecież jeśli mnie ładnie pogłaszczesz to będę dowartościowany, a jeśli w komentarzach zmieszasz z błotem za odsłonięcie swojej intymnej części duszy to będę miał motyw do szukania kolejnych odpowiedzi i rozwoju).
Co było motorem tego, że zainwestowałaś ułamek życia w zestawienie wielu liter ułożonych w wyrazy i zdania, które krok po kroku wywoływały myśli.. a może i jakieś emocje?
Tik... tak... tik.. tak...
Obiecany prezent :-)
Rozgadałem się. Zwierzyłem ze swoich snów. Odsłoniłem swoje myślenie i siebie.. Ale co tam.. Niech żyje :-)
Pamiętacie kabaret TEY? Z przerażającą dokładnością pokazuje jak w życiu, np w biznesie (zleceniodawca - zleceniobiorca), albo w pracy (pracodawca - pracownik), albo w polityce (rząd - społeczeństwo) - zachowują się obie strony:
A teraz: Do pracy! :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz